60 grotołazów z 8 krajów. Kilka ton sprzętu i jedzenia. Ponad 3 kilometry lin. Sistema Cheve- niesamowita jaskinia w meksykańskich górach Sierra Juarez z hydrologicznie potwierdzoną deniwelacją 2597m. (do tej pory najgłębsza jaskinia świata, Krubera, ma "tylko" 2197m) Podczas trzy miesięcznej wyprawy USDCT w 2003r. Rick Stanton i Jason Mallison dotarli na głębokość 1484m, za syfonem 2, zatrzymani przez wielkie zawalisko blokujące przejście. Od tego czasu, nikt nie podjął tak ogromnego wyzwania logistycznego jak powrót do tego systemu. Wiosną tego roku wziąłem udział w przygotowywanej przez 2 lata wyprawie Billa Stone’a i USDCT, której celem było dotarcie do końca tej jaskinii- miejsca, które już w tej chwili pod kątem dostępności jest porównywane z ciemną stroną księżyca. I pójście dalej…
Jest 1 stycznia 2016 roku. Od kilku lat okres sylwestrowy spędzam w tatrach zachodnich, skupiając się na działalności jaskiniowej. Nie jest to przypadkiem że polscy grotołazi wyrobili sobie zasłużoną renomę na świecie- twarde tatrzańskie warunki, długie podejścia, ciężko dostępne otwory, oraz zwyczajowe zostawianie miejsc trudnych…. trudnymi sprawia że osoby które tu działają są dobrze przygotowane, zarówno kondycyjnie, technicznie jak i psychicznie. Siedzimy w kuchni naszej bazy, przygotowując się do wieczornego wyjścia na kilkudniową akcję w jednej z jaskiń. Pamiętam że podczas imprezy dzień wcześniej rozmawiałem z Marcinem Galą- osią polskich wyjazdów eksploracyjnych do Meksyku- właśnie o planowanej akcji w Cheve i proponował mi dołączenie do wyprawy w 2017 roku. Jako że… było to w trakcie imprezy, korzystając z okazji że wpadł na kawę, upewniam się –„To co, te akcje transportowe to tak 2 tygodnie pod ziemią max?” Marcin zdziwiony odpowiada- „Ale ty tam nie będziesz od transportów, tylko nurkowania, potrzebujemy Ciebie pod wodą. No i pod ziemią dla nurków możliwe że z 3-4 tygodnie”.
Fot: transport sprzętu przez syfon 1 w Cheve
Nie miałem wtedy najmniejszego pojęcia, ile pracy będzie faktycznie wymagało założenie obozu czwartego- za pierwszym syfonem w Cheve… Kiedy- już na miejscu- po 16h transporcie i poręczowaniu do biwaku 2, spędziwszy poprzedni tydzień by zawiesić liny w jaskinii do słynnego the Turbines, padłem w lekkiej hipotermii do ciepłego śpiworka- ze świadomością że to nawet nie połowa drogi do syfonu, powoli powoli docierał do mnie ogrom zwierzęcej pracy przy transportach jaki nas czeka.
Nie miałem wtedy najmniejszego pojęcia, ile pracy będzie faktycznie wymagało założenie obozu czwartego- za pierwszym syfonem w Cheve… Kiedy- już na miejscu- po 16h transporcie i poręczowaniu do biwaku 2, spędziwszy poprzedni tydzień by zawiesić liny w jaskinii do słynnego the Turbines, padłem w lekkiej hipotermii do ciepłego śpiworka- ze świadomością że to nawet nie połowa drogi do syfonu, powoli powoli docierał do mnie ogrom zwierzęcej pracy przy transportach jaki nas czeka.
Zorganizowanie tak dużej wyprawy to ogromne wyzwanie logistyczne. Zorganizowanie tak dużej wyprawy, z 14 nurkami jaskiniowymi, działających na zunifikowanym sprzęcie nurkowym dla wszystkich, z systemem podstawowym kompatybilnym zarówno z konfiguracją sidemount- obieg otwarty, jak i backmount- obieg zamknięty to…. Nie wyobrażałem sobie że kiedykolwiek będę nawet o tym myślał.
Do syfonu 1 w Cheve jest daleko. Daleko, nawet jak na standardy nurkowań speleo, gdzie często godzinami transportuje się sprzęt przez części suche. Tu, jeden tzw. „load”- worek speleo, o wadze 10-25kg (…zależnie od niosącego go zawodnika) potrzebował 5 dni, by z bazy na Llano Cheve dotrzeć do syfonu. Pod warunkiem, że wszystko przebiegało zgodnie z planem… W związku z tym dobór sprzętu nurkowego, który stanowi większość gratów do zaniesienia, był krytyczny. W trakcie okresu przed wyprawą okazało się że Phill Short odpowiedzialny za organizację zespołu nurkowego podczas akcji w J2 w 2013 roku jednak nie weźmie udziału w wyprawie… I nagle okazało się że w sporej części to zadanie spadło na mnie.
Do syfonu 1 w Cheve jest daleko. Daleko, nawet jak na standardy nurkowań speleo, gdzie często godzinami transportuje się sprzęt przez części suche. Tu, jeden tzw. „load”- worek speleo, o wadze 10-25kg (…zależnie od niosącego go zawodnika) potrzebował 5 dni, by z bazy na Llano Cheve dotrzeć do syfonu. Pod warunkiem, że wszystko przebiegało zgodnie z planem… W związku z tym dobór sprzętu nurkowego, który stanowi większość gratów do zaniesienia, był krytyczny. W trakcie okresu przed wyprawą okazało się że Phill Short odpowiedzialny za organizację zespołu nurkowego podczas akcji w J2 w 2013 roku jednak nie weźmie udziału w wyprawie… I nagle okazało się że w sporej części to zadanie spadło na mnie.
Już prawie połowa sprzętu zaniesiona do syfonu I. (zdjęcie- Rob Stone)
Ale- po kolei.
W październiku 2016, po dziesiątkach wymienionych z zespołem maili, spotykamy się na Sardynii celem przetestowania zakładanych konfiguracji sprzętowych, oraz sporządzenia raportu dla amerykanów. Działać mamy na rebreatherach Poseidona- z uwagi na bliską współpracę z Billem firmy, oraz bardzo niską wagę gotowego do nurkowania reba. Do dyspozycji mamy również ich automaty do obiegu otwartego, jak również kupę sprzętu od większości liczących się na rynku firm, chętnych by przetestować ich wyroby w tych niezwykle niesprzyjających warunkach.
Każdy niepotrzebny element sprzętu, bądź sprzęt który jest zbyt ciężki/nieporęczny, zwielokrotnia jeszcze bardziej trud transportów. Dlatego zdecydowaliśmy się zabrać 4 uprzęże i systemy wypornościowe, dla 4 nurków. Transport materiałów biwakowych, jedzenia na kilka tygodni za syfonem, wiertarek udarowych z zapasem baterii, lin, plakietek, kotw, sprzętu do wspinaczki hakowej, narzędzi, odnalezienie ponownie drogi przez syfon 1, jego zaporęczowanie liną 10mm, przeciągnięcie linii telefonicznej- to znacznie za dużo pracy dla obiegu otwartego, zważając na to że jedna butla idzie na dół 5 dni (mimo tego że używaliśmy butli kompozytowych nabitych do prawie 500 bar….)
Dość łatwo znaleźć dobrych grotołazów. Dość łatwo znaleźć dobrych nurków rebreatherowych. Znalezienie grotołazów którzy są dobrymi wspinaczami również nie nastręcza znacznych problemów. Znalezienie nurków rebreatherowych którzy są w stanie pokonać drogę do syfonu- zaporęczowaną ok. 2,5km liny, z ~140 przepinkami (miejscami gdzie grotołaz musi, wisząc na linie, przepiąć się na kolejny jej odcinek), z tyrolkami rozwieszonymi nad wodospadami, przez ciasne zawaliska, wspinaczki w kaloszach po ubłoconych, ruszających się odłamkach skalnych, jeziorka z lodowatą wodą do przepłynięcia; oraz eksplorować przodki wymagające wspinaczki hakowej za syfonem nie jest najłatwiejsze. Znalezienie dobrych grotołazów-wspinaczy, którzy są w stanie jako-tako „pokonywać” zalane odcinki korytarzy, jest już bardziej wykonalne.
Z uwagi na to że niezbędna jest też rotacja zespołu pracującego za syfonem, sprzęt nurków CCR musiał pozwalać nurkom OC na przenurkowanie syfonu- tak, by maksymalnie ograniczyć ilość transportów. Zdecydowaliśmy również nie transportować butli z diluentem do rebreatherów- będziemy używać do tego off-boardowo butli bailoutowych, które również mogą być używane przez nurków OC. Z drugiej strony, nurkowie CCR będą mogli "dobijać" np. przy retransportach półpuste butle po nurkach OC, które nie nadawałyby się już do działania.
Po wielu kawach i bólu głowy, tworzymy z Marcinem magiczną konfigurację, opartą na nowym prototypie uprzęży sidemount Toddystyle, która pozwoli na dużą ilość balastu- wymaganą do bardzo lekkiego poseidona i butli kompozytowych, komfortowe używanie rebreathera backmount, a po odpięciu scrubbera- w pełni funkcjonalną uprząż sidemount. Nieocenione jest doświadczenie Marcina z eksploracji J2 na tym sprzęcie- dokładnie wie czym dysponują amerykanie i jak stworzyć rozwiązanie kompromisowe, kiedy ja wciąż oswajam się z myślą o helicoilach trzymających mój scrubber na miejscu....
Ale- po kolei.
W październiku 2016, po dziesiątkach wymienionych z zespołem maili, spotykamy się na Sardynii celem przetestowania zakładanych konfiguracji sprzętowych, oraz sporządzenia raportu dla amerykanów. Działać mamy na rebreatherach Poseidona- z uwagi na bliską współpracę z Billem firmy, oraz bardzo niską wagę gotowego do nurkowania reba. Do dyspozycji mamy również ich automaty do obiegu otwartego, jak również kupę sprzętu od większości liczących się na rynku firm, chętnych by przetestować ich wyroby w tych niezwykle niesprzyjających warunkach.
Każdy niepotrzebny element sprzętu, bądź sprzęt który jest zbyt ciężki/nieporęczny, zwielokrotnia jeszcze bardziej trud transportów. Dlatego zdecydowaliśmy się zabrać 4 uprzęże i systemy wypornościowe, dla 4 nurków. Transport materiałów biwakowych, jedzenia na kilka tygodni za syfonem, wiertarek udarowych z zapasem baterii, lin, plakietek, kotw, sprzętu do wspinaczki hakowej, narzędzi, odnalezienie ponownie drogi przez syfon 1, jego zaporęczowanie liną 10mm, przeciągnięcie linii telefonicznej- to znacznie za dużo pracy dla obiegu otwartego, zważając na to że jedna butla idzie na dół 5 dni (mimo tego że używaliśmy butli kompozytowych nabitych do prawie 500 bar….)
Dość łatwo znaleźć dobrych grotołazów. Dość łatwo znaleźć dobrych nurków rebreatherowych. Znalezienie grotołazów którzy są dobrymi wspinaczami również nie nastręcza znacznych problemów. Znalezienie nurków rebreatherowych którzy są w stanie pokonać drogę do syfonu- zaporęczowaną ok. 2,5km liny, z ~140 przepinkami (miejscami gdzie grotołaz musi, wisząc na linie, przepiąć się na kolejny jej odcinek), z tyrolkami rozwieszonymi nad wodospadami, przez ciasne zawaliska, wspinaczki w kaloszach po ubłoconych, ruszających się odłamkach skalnych, jeziorka z lodowatą wodą do przepłynięcia; oraz eksplorować przodki wymagające wspinaczki hakowej za syfonem nie jest najłatwiejsze. Znalezienie dobrych grotołazów-wspinaczy, którzy są w stanie jako-tako „pokonywać” zalane odcinki korytarzy, jest już bardziej wykonalne.
Z uwagi na to że niezbędna jest też rotacja zespołu pracującego za syfonem, sprzęt nurków CCR musiał pozwalać nurkom OC na przenurkowanie syfonu- tak, by maksymalnie ograniczyć ilość transportów. Zdecydowaliśmy również nie transportować butli z diluentem do rebreatherów- będziemy używać do tego off-boardowo butli bailoutowych, które również mogą być używane przez nurków OC. Z drugiej strony, nurkowie CCR będą mogli "dobijać" np. przy retransportach półpuste butle po nurkach OC, które nie nadawałyby się już do działania.
Po wielu kawach i bólu głowy, tworzymy z Marcinem magiczną konfigurację, opartą na nowym prototypie uprzęży sidemount Toddystyle, która pozwoli na dużą ilość balastu- wymaganą do bardzo lekkiego poseidona i butli kompozytowych, komfortowe używanie rebreathera backmount, a po odpięciu scrubbera- w pełni funkcjonalną uprząż sidemount. Nieocenione jest doświadczenie Marcina z eksploracji J2 na tym sprzęcie- dokładnie wie czym dysponują amerykanie i jak stworzyć rozwiązanie kompromisowe, kiedy ja wciąż oswajam się z myślą o helicoilach trzymających mój scrubber na miejscu....
Fot: Miejscowi w Cuicatlan, na Zocalo- "rynku". Zdjęcie-Paweł Skoworodko
Po intensywnym treningu kondycyjnym przez zimę zbliża się czas wylotu. Wszystko przygotowane, plecak ze sprzętem jaskiniowym, biwakowym oraz osobistym nurkowym na 3 miesiące gotowy, wychodzi tylko 7kg bagażu za dużo…To musi się udać. Po przylocie do Cancun i „wypoczęciu na zapas” w jaskiniach i knajpkach Tulum(do tego stopnia że mało brakowało bym tam już został na stałe...;)), 23.02.2017 spotykam się w Mexico City z Marcinem, jego nadbagażem i od razu tamtejszym Uberem- czarnym wielkim SUVem (myśli w głowie…aha…to tak kończy się ta wyprawa… ciekawe czy zapłacą za mnie okup?) o dziwo bez przygód, udajemy się na dworzec TAPO, skąd udaje nam się od razu złapać busa do Cuicatlan. Oczywiście- po zaopatrzeniu w zapas tacos al pastor na drogę…
W Cuicatlan spotykamy opóźnioną ekipę z USA z kilkoma tonami sprzętu i zapatrzenia- zawirowania polityczne nie wpłynęły zbyt dobrze na szybkość przekraczania granicy Teksas- Meksyk… Przeładowane ogromne trucki 4x4 i tak musiały zostać częściowo opróżnione po aprowizacji w Oaxaca City, częściowo z uwagi na trudny odcinek drogi dojazdowej, częściowo ze względu na fizyczny brak miejsca...
Po intensywnym treningu kondycyjnym przez zimę zbliża się czas wylotu. Wszystko przygotowane, plecak ze sprzętem jaskiniowym, biwakowym oraz osobistym nurkowym na 3 miesiące gotowy, wychodzi tylko 7kg bagażu za dużo…To musi się udać. Po przylocie do Cancun i „wypoczęciu na zapas” w jaskiniach i knajpkach Tulum(do tego stopnia że mało brakowało bym tam już został na stałe...;)), 23.02.2017 spotykam się w Mexico City z Marcinem, jego nadbagażem i od razu tamtejszym Uberem- czarnym wielkim SUVem (myśli w głowie…aha…to tak kończy się ta wyprawa… ciekawe czy zapłacą za mnie okup?) o dziwo bez przygód, udajemy się na dworzec TAPO, skąd udaje nam się od razu złapać busa do Cuicatlan. Oczywiście- po zaopatrzeniu w zapas tacos al pastor na drogę…
W Cuicatlan spotykamy opóźnioną ekipę z USA z kilkoma tonami sprzętu i zapatrzenia- zawirowania polityczne nie wpłynęły zbyt dobrze na szybkość przekraczania granicy Teksas- Meksyk… Przeładowane ogromne trucki 4x4 i tak musiały zostać częściowo opróżnione po aprowizacji w Oaxaca City, częściowo z uwagi na trudny odcinek drogi dojazdowej, częściowo ze względu na fizyczny brak miejsca...
Mostki tym razem wytrzymały, ale nie było to regułą podczas wyprawy. Big Red- samochód Billa- na zdjęciu powyżej z właścicielem- rozwalił ze dwa z nich.
[video- Marcin Gala]
Basecamp zakładamy 150m od otworu jaskini Cheve- na pięknej polanie llano Cheve. Jeśli macie w głowie najbardziej wymarzone miejsce na biwak- to tu istnieje ono w rzeczywistości. Z tyłu- headwall, w którym znajduje się otwór jaskini, oraz kilka niesamowitych dróg wspinaczkowych czekających na pierwsze przejście...
Basecamp zakładamy 150m od otworu jaskini Cheve- na pięknej polanie llano Cheve. Jeśli macie w głowie najbardziej wymarzone miejsce na biwak- to tu istnieje ono w rzeczywistości. Z tyłu- headwall, w którym znajduje się otwór jaskini, oraz kilka niesamowitych dróg wspinaczkowych czekających na pierwsze przejście...
Niestety z uwagi że mamy...środek zimy, nocami temperatura (jesteśmy na 2800m n.p.m) potrafi spaść do -5*, a chmury zakrywające szczyty potrafiły zmienić Llano również w wilgotne, zimne i mało sympatyczne miejsce.... Wspominałem o deszczu?
Zanim doszliśmy do etapu zorganizowanego, te kilka ton sprzętu, włączając w to ok. 80kg żółtego sera w wielkim pojemniku (który zniosłem na dół we dwójkę z Mike’iem- najgłupsza rzecz jaką zrobiłem na całej wyprawie ;)....ale jak smakował w jaskinii....) trzeba było przenieść od trucków, na polanę. Niby tylko ok. 100m deniwelacji, niby 15 minut w jedną stronę… Ale 14 razy dziennie robiło robotę. Przez 3 dni. Rozrzedzone na tej wysokości powietrze też zdecydowanie nie pomagało, po ekspresowych przenosinach z nizin Jukatanu.
Fot. Najważniejsza rzecz znaleziona... Na wyprawie kawa grała rolę przewodnią od pierwszego dnia.
Pozostaje jeszcze tylko rozwieszenie tzw. rebelay course- toru przeszkód symulującego oporęczowanie jaskinii, w możliwie najtrudniejszym wydaniu- wiszące ucha, szerokie odciągi w pełnym zwisie, zjazdy kierunkowe- wszystko po to by upewnić się że wszyscy uczestnicy wyprawy (używający różnych systemów- texas, frog...) oraz szkoleni w różnych warunkach, poradzą sobie z europejskim standardem poręczowania w środku. I, jeśli tu coś nie idzie, to z wodospadem walącym na głowę łatwiej nie będzie- stąd lepiej poćwiczyć na drzewku...
Pozostaje jeszcze tylko rozwieszenie tzw. rebelay course- toru przeszkód symulującego oporęczowanie jaskinii, w możliwie najtrudniejszym wydaniu- wiszące ucha, szerokie odciągi w pełnym zwisie, zjazdy kierunkowe- wszystko po to by upewnić się że wszyscy uczestnicy wyprawy (używający różnych systemów- texas, frog...) oraz szkoleni w różnych warunkach, poradzą sobie z europejskim standardem poręczowania w środku. I, jeśli tu coś nie idzie, to z wodospadem walącym na głowę łatwiej nie będzie- stąd lepiej poćwiczyć na drzewku...
[video- Marcin Gala]
A w kolejnym odcinku- zaczynamy akcję jaskiniową- część 2....
Autor: Witold Hoffmann
A w kolejnym odcinku- zaczynamy akcję jaskiniową- część 2....
Autor: Witold Hoffmann