W części 1 relacji opowiedziałem troszkę o kulisach i skali akcji.
Natomiast- kwestia- dlaczego!!?? to robimy mogła się trochę zagubić. (choć, czasem sam się nad tym nadal zastanawiam)
Natomiast- kwestia- dlaczego!!?? to robimy mogła się trochę zagubić. (choć, czasem sam się nad tym nadal zastanawiam)
To co widzicie to plan największych systemów Sierra Juarez- Cheve, Charco, oraz J2. Cueva de la mano jest odwadniającym tą strefę aktywnym wywierzyskiem. Woda z jaskini Cheve, po wrzucenie do niej około 6kg fluoresceiny, po 8 dniach wypłynęła w Cueva de la Mano, przy okazji zabarwiając wody Rio Santo Domingo na jaskrawo zielony kolor.... Świadczy to o istnieniu połączenia- i to dość otwartego, o czym świadczy czas przepływu, między tymi jaskiniami. (na campie 3 barwnik pojawił się po 2 dniach- a są to partie o dość dużym gradiencie spadku)
Tak powstały system, jeśli komuś udałoby przebyć te 19km w linii prostej (czyli znając skłonność jaskiń, możliwe że ok. 60km jaskinii, co ekstrapolując naszą prędkość poruszania się pod ziemią- zajęłoby ok. 10 dni- z wcześniej rozstawionymi biwakami ;)) i poza bardziej epicką wyprawą niż pierwszy lot na księżyc, ustaliłoby głębokość systemu na 2597m. Nie ma w tej chwili na świecie innego rejonu krasowego, który umożliwiłby realnie odkrycie jaskinii o tej głębokości.
Problemem jest charakter jaskiń tego obszaru. Jaskinie w Abhazji, włącznie z najgłębszą Kruberą, czy też najnowszą (i w sumie drugą ;) ) jaskinią ponad 2km- Verevkin, składają się z ciągu głębokich studni. Głębokość osiąga się relatywnie szybko.
W Cheve, po dotarciu na ok. -900m, jaskinia "wypłaszcza się". Dalszą głębokość "zdobywa się" przemierzając relatywnie płaskie i bardzo długie odcinki suche.
(suche- to znaczy, że nie trzeba nurkować ;)).
Przykładowo- fragment odcinka...suchego... między syfonem pierwszym i drugim.
Tak powstały system, jeśli komuś udałoby przebyć te 19km w linii prostej (czyli znając skłonność jaskiń, możliwe że ok. 60km jaskinii, co ekstrapolując naszą prędkość poruszania się pod ziemią- zajęłoby ok. 10 dni- z wcześniej rozstawionymi biwakami ;)) i poza bardziej epicką wyprawą niż pierwszy lot na księżyc, ustaliłoby głębokość systemu na 2597m. Nie ma w tej chwili na świecie innego rejonu krasowego, który umożliwiłby realnie odkrycie jaskinii o tej głębokości.
Problemem jest charakter jaskiń tego obszaru. Jaskinie w Abhazji, włącznie z najgłębszą Kruberą, czy też najnowszą (i w sumie drugą ;) ) jaskinią ponad 2km- Verevkin, składają się z ciągu głębokich studni. Głębokość osiąga się relatywnie szybko.
W Cheve, po dotarciu na ok. -900m, jaskinia "wypłaszcza się". Dalszą głębokość "zdobywa się" przemierzając relatywnie płaskie i bardzo długie odcinki suche.
(suche- to znaczy, że nie trzeba nurkować ;)).
Przykładowo- fragment odcinka...suchego... między syfonem pierwszym i drugim.
No cóż. Gdyby było łatwo, już ktoś by to zrobił- a teraz też, nie ma co dywagować o syfonach i rekordach głębokości, tylko trzeba brać się do roboty...
Po 14 latach od ostatniej wyprawy, musimy zawiesić wszystkie liny, oraz dobić sporą ilość nowych punktów- zastępując stare, bądź wnosząc odrobinę europejskiej techniki SRT do jaskinii obijanej przez amerykanów- używających grubych, 12-13mm lin z aramidów, przerzucanych przez krawędzie jak leci. My pracowaliśmy na nylonowych linach 9mm, co wymagało dużej uwagi- przy ilości ruchu jaki panował w jaskinii (każdy odcinek miał setki osoboprzejść na koncie), kontakt z krawędzią/tarcie o skałę już po paru tygodniach uszkodziłby linę w niebezpiecznym stopniu.
W tym celu zabraliśmy 3,6 km liny, 1200 kotw o różnych długościach, 650 plakietek i 600 maillonów.
Okazało się, że niestety liny było za mało...;) Reszty dużo nie zostało.
Mam przyjemność być w pierwszym zespole w jaskinii z jedną z 3 osób (poza Marcinem i Billem) która w ogóle była w tej jaskinii- Mike’iem Frazierem, również legendarną postacią, oraz Adamem i Kristen. Po 3 dniach pracy, poręczając wszystkie przeszkody, docieramy do obozu pierwszego.
Po 14 latach od ostatniej wyprawy, musimy zawiesić wszystkie liny, oraz dobić sporą ilość nowych punktów- zastępując stare, bądź wnosząc odrobinę europejskiej techniki SRT do jaskinii obijanej przez amerykanów- używających grubych, 12-13mm lin z aramidów, przerzucanych przez krawędzie jak leci. My pracowaliśmy na nylonowych linach 9mm, co wymagało dużej uwagi- przy ilości ruchu jaki panował w jaskinii (każdy odcinek miał setki osoboprzejść na koncie), kontakt z krawędzią/tarcie o skałę już po paru tygodniach uszkodziłby linę w niebezpiecznym stopniu.
W tym celu zabraliśmy 3,6 km liny, 1200 kotw o różnych długościach, 650 plakietek i 600 maillonów.
Okazało się, że niestety liny było za mało...;) Reszty dużo nie zostało.
Mam przyjemność być w pierwszym zespole w jaskinii z jedną z 3 osób (poza Marcinem i Billem) która w ogóle była w tej jaskinii- Mike’iem Frazierem, również legendarną postacią, oraz Adamem i Kristen. Po 3 dniach pracy, poręczając wszystkie przeszkody, docieramy do obozu pierwszego.
(Fot. Chris Higgins) Camp 1 to ten spłachetek ziemii po lewej.
Pierwszy odcinek jaskinii składa się z wielu niewybitnych progów, trawersów, oraz dwóch dużych sekcji „borehole”- w swobodnym przekładzie „wielki korytarz”- Christmas Present oraz Giant’s Staircase (gdzie, mniej więcej po środku, znajduje się obóz 1 (C1, jak camp 1). Po drodze pokonujemy też dwie większe studnie- Angel’s Falls (przedsmak tego co czeka niżej- zjazd w wodospadzie) oraz Elephant’s Shaft. Sekcja ta generalnie jest bardzo przyjemna i sucha. Po dwóch całodziennych wyjściach z basecampu, dalszą pracę z poręczowaniem- a już za chwilę przed nami największa studnia w jaskini, 120m Saknussemm Wall- prowadzimy z obozu 1. Równolegle działająca ekipa rozciągnęła już kabel telefoniczny, tak że mamy pełen kontakt z powierzchnią.
Pierwszy odcinek jaskinii składa się z wielu niewybitnych progów, trawersów, oraz dwóch dużych sekcji „borehole”- w swobodnym przekładzie „wielki korytarz”- Christmas Present oraz Giant’s Staircase (gdzie, mniej więcej po środku, znajduje się obóz 1 (C1, jak camp 1). Po drodze pokonujemy też dwie większe studnie- Angel’s Falls (przedsmak tego co czeka niżej- zjazd w wodospadzie) oraz Elephant’s Shaft. Sekcja ta generalnie jest bardzo przyjemna i sucha. Po dwóch całodziennych wyjściach z basecampu, dalszą pracę z poręczowaniem- a już za chwilę przed nami największa studnia w jaskini, 120m Saknussemm Wall- prowadzimy z obozu 1. Równolegle działająca ekipa rozciągnęła już kabel telefoniczny, tak że mamy pełen kontakt z powierzchnią.
(Fot. Witold Hoffmann) Patrząc w dół, 5 przepinek od końca studni.... 7 nad nami. Wpadający do niej wodospad, zaściela dolną część mgłą i pyłem wodnym.
(Fot. Chris Higgins) O- tu zaś widok z dołu, na dolną część studni.
Pierwszego dnia pracy z C1 poręczujemy tą studnię- co wymaga łącznie 12 przepinek. Na jej dnie jaskinia wybitnie zmienia charakter- staje się wybitnie wodna, poruszamy się w rzece- z kaskadkami, wodospadami i odcinkami do przebrodzenia/przewspinania/przepłynięcia. Dalsze poręczowanie które wykonujemy pozwala na ominięcie wody w maksymalnym stopniu – choć jak się okaże za pare tygodni, z 20 kg workiem najwygodniej jest przepłynąć wszystko… A jeśli robi Ci się zimno- topo prostu znaczy że worek jest zbyt lekki.
Trzeciego dnia docieramy do The Turbines- ogromnego zjazdu kierunkowego/tyrolki o długości ok. 25m która pozwala na uniknięcie poruszania się w pełnej sile wodospadu.
Pierwszego dnia pracy z C1 poręczujemy tą studnię- co wymaga łącznie 12 przepinek. Na jej dnie jaskinia wybitnie zmienia charakter- staje się wybitnie wodna, poruszamy się w rzece- z kaskadkami, wodospadami i odcinkami do przebrodzenia/przewspinania/przepłynięcia. Dalsze poręczowanie które wykonujemy pozwala na ominięcie wody w maksymalnym stopniu – choć jak się okaże za pare tygodni, z 20 kg workiem najwygodniej jest przepłynąć wszystko… A jeśli robi Ci się zimno- topo prostu znaczy że worek jest zbyt lekki.
Trzeciego dnia docieramy do The Turbines- ogromnego zjazdu kierunkowego/tyrolki o długości ok. 25m która pozwala na uniknięcie poruszania się w pełnej sile wodospadu.
Wodospad przed kolejnym zjazdem do The Turbines
Po jego wstępnym zaporęczowaniu (…stare liny zostały zmiecione przez letnie powodzie, co oznacza w skrócie że ktoś musiał troszkę popływać. Z 5kg wiertarką i kupą żelastwa. Myślę, że wiecie kto to.) W tym miejscu, najgorszym z możliwych na tą ewentualność, chwilę po tym jak Adam rozpoczął powrót do C1 (hipotermia) i zostaliśmy we dwójkę, Mike zrywa mięsień międzyżebrowy. Akcja ratunkowa to temat na osobną historię, na całe szczęście na silnych lekach przeciwbólowych, po 24h odpoczynku w „camp 1.hell” (zlokalizowanym na kawałku skały między 2 wodospadami, z 20m przepaścią tuż obok krawędzi) wychodzi sam na powierzchnię.
My również cieszymy się zasłużonym odpoczynkiem, a dalsze poręczowanie przejmuje Marcin z właśnie przybyłem Nickiem Vierą- który zajmuje się zawodowo speleologią, spędzając ok. 200 dni rocznie w jaskiniach. Niesamowicie silny grotołaz, z którym sporo później działałem podczas transportów, oraz za syfonem. Zresztą jego kask nosi to piętno ;)…
Po jego wstępnym zaporęczowaniu (…stare liny zostały zmiecione przez letnie powodzie, co oznacza w skrócie że ktoś musiał troszkę popływać. Z 5kg wiertarką i kupą żelastwa. Myślę, że wiecie kto to.) W tym miejscu, najgorszym z możliwych na tą ewentualność, chwilę po tym jak Adam rozpoczął powrót do C1 (hipotermia) i zostaliśmy we dwójkę, Mike zrywa mięsień międzyżebrowy. Akcja ratunkowa to temat na osobną historię, na całe szczęście na silnych lekach przeciwbólowych, po 24h odpoczynku w „camp 1.hell” (zlokalizowanym na kawałku skały między 2 wodospadami, z 20m przepaścią tuż obok krawędzi) wychodzi sam na powierzchnię.
My również cieszymy się zasłużonym odpoczynkiem, a dalsze poręczowanie przejmuje Marcin z właśnie przybyłem Nickiem Vierą- który zajmuje się zawodowo speleologią, spędzając ok. 200 dni rocznie w jaskiniach. Niesamowicie silny grotołaz, z którym sporo później działałem podczas transportów, oraz za syfonem. Zresztą jego kask nosi to piętno ;)…
(Fot. Rob Stone)
Dalsza droga to bypass (obejście) Fuel Injector’a – sama nazwa wskazuje, że nie chcecie się tam znaleźć. Sumplands, pełno wody i wspinania, paskudne śliskie partie zawaliskowe- suche, Wind tunel, zawaliskiem myk do góry i już prawie jesteśmy przy 23 meter drop- który, po tym jak już wyschnęliśmy i zdążyliśmy się spocić, wrzuca nas prosto z powrotem do pięknego wodnego kanionu- East Gorge. Przepraszam, nie prosto- po tym wodospadzie…
Dalsza droga to bypass (obejście) Fuel Injector’a – sama nazwa wskazuje, że nie chcecie się tam znaleźć. Sumplands, pełno wody i wspinania, paskudne śliskie partie zawaliskowe- suche, Wind tunel, zawaliskiem myk do góry i już prawie jesteśmy przy 23 meter drop- który, po tym jak już wyschnęliśmy i zdążyliśmy się spocić, wrzuca nas prosto z powrotem do pięknego wodnego kanionu- East Gorge. Przepraszam, nie prosto- po tym wodospadzie…
(Fot. Witold Hoffmann)
East Gorge zgodnie jest oceniany przez uczestników wyprawy, jako jedno z piękniejszych miejsc w jaskinii.
East Gorge zgodnie jest oceniany przez uczestników wyprawy, jako jedno z piękniejszych miejsc w jaskinii.
Kawałek dalej, krótki odcinek liny do góry i już jesteśmy na biwaku 2. Podczas kolejnej akcji Marcin i Nick ruszyli przodem poręczować zaczynając z biwaku 1, zaś mój zespół gonił ich z powierzchni ze wszystkim co potrzebne było do założenia biwaku dla nas wszystkich. Wyszedł piękny 16 godzinny dzień, a dinner mix- specjalna mieszanka liofizowanych ziemniaków, suszonego bekonu, makaronu z zupek chińskich i orzechów- chyba nigdy nie smakował tak dobrze jak wtedy.
Przez kolejne 4 dni pracujemy z campu 2 przy ciągnięciu linii telefonicznej i dalszym poręczowaniu jaskinii.
W międzyczasie do akcji wchodzi kolejny 5-os zespół pod wodzą Billa Stone’a który kontynuuje poręczowanie oraz znajdowanie drogi- dalsze partie jaskini nie są takie oczywiste i jego wieloletnia znajomość jaskini będzie niezbędna. W tym czasie zaczynamy transport sprzętu na biwak 3, dalszych setek metrów lin oraz sprzętu nurkowego do depozytu na dnie studni Saknussemm’a.
W międzyczasie do akcji wchodzi kolejny 5-os zespół pod wodzą Billa Stone’a który kontynuuje poręczowanie oraz znajdowanie drogi- dalsze partie jaskini nie są takie oczywiste i jego wieloletnia znajomość jaskini będzie niezbędna. W tym czasie zaczynamy transport sprzętu na biwak 3, dalszych setek metrów lin oraz sprzętu nurkowego do depozytu na dnie studni Saknussemm’a.
(Fot. Witold Hoffmann)
Do transportów używamy- z uwagi na wodę...- butelek nalgene, o pojemnościach 2 i 4l, oraz "darren drum'ów"- czyli po polsku mówiąc, beczek. Raczej tych większych. Nalgenów mamy tylko 138, beczek 42, tak więc jak tylko ich zawartość dojdzie do miejsca ostatecznego przeznaczenia- jest przepakowywana do woreczków strunowych, a puste pojemniki wychodzą na powierzchnię.
Po zgromadzeniu odpowiedniej ilości sprzętu na depozycie, oraz informacji że zespół poręczujący założył tymczasowy biwak między obozem 2 oraz 3, wchodzimy do jaskinii na dalsze transporty- z depo#1 (dół studni Sakussema) do obozu 2 i z obozu 2 do depo#2. Równocześnie dbając by utrzymać łańcuch zaopatrzenia- jedzenia, lin, papieru toaletowego, suszonych mango i setki innych niezbędnych rzeczy. Tutaj ogromną robotę wykonują osoby koordynujące wszystko z powierzchni- niewidzialny i budzący grozę „The Management” ;)....(czyli w tym momencie wyprawy, głównie Marcin Gala i Zuzia ;) ) Zwłaszcza groźba odcięcia dostaw papieru toaletowego zmusza wszystkich do wytężonej pracy. Zwyczajowo „dniówka” polegała na zaniesieniu jednego transportu przez jeden z odcinków- depo- obóz, oraz powrót. W związku z tym, w dni restowe z Nickiem zanosimy jeden/dwa worki taką trasą, ale pokonując ją tylko raz, a w normalne- robimy 2 pełne cykle transportowe. Obieramy metodykę 2 dni pracy, jeden restowy, dzięki czemu transport sprzętu idzie całkiem sprawnie, a specjaliści od schorzeń kolan już zacierają ręce na nasz powrót…
Jaskinia za obozem 2 kontynuuje się ze znacznie mniejszym upadem niż wcześniej- nie ma już studni za studnią tylko ogromne odległości do chodzenia. Lowrider Parkeway który ciągnie się w nieskończoność, zjazd Widowmaker shaft’em do Swim Gymu- sekcji wodnej wyrzeźbionej przez naturę w niesamowicie piękne kształty, w których jeśli nie chcemy pływać, czeka nas kawał solidnej gimnastyki...
Do transportów używamy- z uwagi na wodę...- butelek nalgene, o pojemnościach 2 i 4l, oraz "darren drum'ów"- czyli po polsku mówiąc, beczek. Raczej tych większych. Nalgenów mamy tylko 138, beczek 42, tak więc jak tylko ich zawartość dojdzie do miejsca ostatecznego przeznaczenia- jest przepakowywana do woreczków strunowych, a puste pojemniki wychodzą na powierzchnię.
Po zgromadzeniu odpowiedniej ilości sprzętu na depozycie, oraz informacji że zespół poręczujący założył tymczasowy biwak między obozem 2 oraz 3, wchodzimy do jaskinii na dalsze transporty- z depo#1 (dół studni Sakussema) do obozu 2 i z obozu 2 do depo#2. Równocześnie dbając by utrzymać łańcuch zaopatrzenia- jedzenia, lin, papieru toaletowego, suszonych mango i setki innych niezbędnych rzeczy. Tutaj ogromną robotę wykonują osoby koordynujące wszystko z powierzchni- niewidzialny i budzący grozę „The Management” ;)....(czyli w tym momencie wyprawy, głównie Marcin Gala i Zuzia ;) ) Zwłaszcza groźba odcięcia dostaw papieru toaletowego zmusza wszystkich do wytężonej pracy. Zwyczajowo „dniówka” polegała na zaniesieniu jednego transportu przez jeden z odcinków- depo- obóz, oraz powrót. W związku z tym, w dni restowe z Nickiem zanosimy jeden/dwa worki taką trasą, ale pokonując ją tylko raz, a w normalne- robimy 2 pełne cykle transportowe. Obieramy metodykę 2 dni pracy, jeden restowy, dzięki czemu transport sprzętu idzie całkiem sprawnie, a specjaliści od schorzeń kolan już zacierają ręce na nasz powrót…
Jaskinia za obozem 2 kontynuuje się ze znacznie mniejszym upadem niż wcześniej- nie ma już studni za studnią tylko ogromne odległości do chodzenia. Lowrider Parkeway który ciągnie się w nieskończoność, zjazd Widowmaker shaft’em do Swim Gymu- sekcji wodnej wyrzeźbionej przez naturę w niesamowicie piękne kształty, w których jeśli nie chcemy pływać, czeka nas kawał solidnej gimnastyki...
Ze Swim Gym’u wspinamy się do starych, suchych partii- nazwanych od znajdujących się tam potężnych formacji, The Hall of Restless Giants. Po dużej ilości gimnastyki oraz krótkich lin, zjeżdżamy Flowstone Drop do depo#2. Ekipa Billa założyła w międzyczasie obóz 3- z uwagi na to że skończyły im się liny i są na wykończeniu jedzenia, robimy z Nickiem ekspresową dostawę bezpośrednio C2-C3 i z powrotem. Partie za depo#2 są ciasnawe i uporczywe transportowo, aż do momentu kiedy docieramy do Black Borehole. Bardzo depresyjny wielki tunel o czarnych, ostrych ścianach ciągnie się dość długo doprowadzając nas do przeszkody która dość długo zatrzymywała dalszą eksplorację Cheve- zawaliska, które po jego przejściu- nieobszernymi partiami które przed ich poszerzeniem wymagały rozpakowywania worków by ich zawartość pojedynczo podawać przez zaciski- zostało nazwane Through the Looking Glass, po drugiej stronie lustra…
Nazwa jest bardzo adekwatna, gdyż po drugiej stronie wychodzimy w ogromnym korytarzu- z wyraźnymi literami A.S na ścianie, dokładnie jak w powieści Verne’a, stąd nazwa- Arne Saknussemm borehole, AS borehole. Stąd już tylko pół godzinki po kamyczkach wielkości domów jednorodzinnych i jesteśmy w obozie 3- zlokalizowanym na zboczu kanionu, na przygotowanych w zboczu platforemkach.
Nazwa jest bardzo adekwatna, gdyż po drugiej stronie wychodzimy w ogromnym korytarzu- z wyraźnymi literami A.S na ścianie, dokładnie jak w powieści Verne’a, stąd nazwa- Arne Saknussemm borehole, AS borehole. Stąd już tylko pół godzinki po kamyczkach wielkości domów jednorodzinnych i jesteśmy w obozie 3- zlokalizowanym na zboczu kanionu, na przygotowanych w zboczu platforemkach.
(Fot. Rob Stone) Camp 3
W międzyczasie przybyły znaczne posiłki grotołazów z Polski- Kasia z Zuzią, Jola, Gosia, Paweł, Artur, stąd powoli językiem obowiązujący w basecampie staje się j. polski, a i regeneracja na powierzchni przebiega sympatyczniej.
W międzyczasie przybyły znaczne posiłki grotołazów z Polski- Kasia z Zuzią, Jola, Gosia, Paweł, Artur, stąd powoli językiem obowiązujący w basecampie staje się j. polski, a i regeneracja na powierzchni przebiega sympatyczniej.
W międzyczasie krystalizuje się plan kolejnych kroków wyprawy. Większość sprzętu nurkowego jest już przetransportowana do syfonu- praktycznie w śrubkach. Cały zespół nurkowy jest wdrożony do skręcania jego poszczególnych elementów oraz ich konfigurowania- oczywiście po wypakowaniu sprzętu nurkowego przywiezionego z USA okazało się że nasza magiczna „Sardyńska” konfiguracja wymaga znacznego przemodelowania, bo nie ma do niej części… Po burzliwych dyskusjach udaje się nam jednak zachować kompromis między bezpieczeństwem, opływowością i efektywnością konfiguracji a amerykańskim podejściem do tematu.
(Fot. Rob Stone)
Ustalamy plan działań. Ja oraz Jon Lillestolen, nurkujący na obiegach zamkniętych udajemy się z ładunkiem zapasów na obóz 4 do syfonu i zakładamy tam tymczasowy biwak w hamakach, by skręcić i przygotować cały sprzęt, oraz zaporęczować syfon. Pierwszego dnia docieramy z ciężkimi workami do obozu 3 i po krótkim śnie, ja kursuję z dwoma transportami, a Jon po dojściu do syfonu przygotowuje nasz wspaniały biwak i zaczyna skręcać sprzęt.
Ustalamy plan działań. Ja oraz Jon Lillestolen, nurkujący na obiegach zamkniętych udajemy się z ładunkiem zapasów na obóz 4 do syfonu i zakładamy tam tymczasowy biwak w hamakach, by skręcić i przygotować cały sprzęt, oraz zaporęczować syfon. Pierwszego dnia docieramy z ciężkimi workami do obozu 3 i po krótkim śnie, ja kursuję z dwoma transportami, a Jon po dojściu do syfonu przygotowuje nasz wspaniały biwak i zaczyna skręcać sprzęt.
(Fot. Witold Hoffmann)
Tak.
Pod nami płynie rzeka.
Krytyczne okazało się zabranie stoperów do uszu- bez nich, sen z rwącą rzeką metr niżej byłby znacznie utrudniony. I-musicie mi uwierzyć na słowo- to najlepsze miejsce na biwak w okolicy. Sekcja Wet Dreams w którą wkraczamy za obozem 3 jest piękna, ale mocno obfitująca w wodę.
Tak.
Pod nami płynie rzeka.
Krytyczne okazało się zabranie stoperów do uszu- bez nich, sen z rwącą rzeką metr niżej byłby znacznie utrudniony. I-musicie mi uwierzyć na słowo- to najlepsze miejsce na biwak w okolicy. Sekcja Wet Dreams w którą wkraczamy za obozem 3 jest piękna, ale mocno obfitująca w wodę.
Poruszamy się przez sympatycznie brzmiące miejsca jak np. Nightmare falls, nie wspominając o bezimiennej szczelinie tuż przed syfonem, którą, mimo braku nazwy, chyba wszyscy zapamiętają na długo…
Ale, teraz nie ma to już znaczenia. Wyprawa wchodzi w decydującą fazę- mordercza praca przy transportach i przygotowaniu jaskinii- trwająca ponad miesiąc czasu! jest za nami. Przed nami.... syfon 1:
Ale, teraz nie ma to już znaczenia. Wyprawa wchodzi w decydującą fazę- mordercza praca przy transportach i przygotowaniu jaskinii- trwająca ponad miesiąc czasu! jest za nami. Przed nami.... syfon 1: