W części 1 oraz części 2 relacji- przygotowaliśmy jaskinię do działania (poręczowanie lin, zakładanie biwaków) oraz zanieśliśmy cały sprzęt nurkowy do syfonu 1 w sistema Cheve.
Czas w końcu, po ponad miesiącu pracy, wejść pod wodę.
Czas w końcu, po ponad miesiącu pracy, wejść pod wodę.
(Fot. Rob Stone)
Zmontowanie i testy sprzętu zajęły cały dzień, stąd pierwsze nurkowania zaczęliśmy od rana kolejnego dnia. Pierwszym naglącym tematem było znalezienie optymalnej drogi transportowej przez syfon. Syfon 1 w Cheve, choć krótki- 150m i płytki- max 23m, ma dość skomplikowany przebieg w początkowej sekcji i w sumie to nikt do końca nie pamiętał jak jak to szło- jedyną osobą która w nim nurkowała jest Bill i kieruje nas na prawo od wejścia, do bypassu omijającego płytko oryginalną, dolną drogę obraną przez John Schweyen’a w 1991- która klipiła się w ciasnotach, a jak później Rick i Jason odkryli w 2003 łączy się z ich drogą przez syfon pionową studnią.
Zmontowanie i testy sprzętu zajęły cały dzień, stąd pierwsze nurkowania zaczęliśmy od rana kolejnego dnia. Pierwszym naglącym tematem było znalezienie optymalnej drogi transportowej przez syfon. Syfon 1 w Cheve, choć krótki- 150m i płytki- max 23m, ma dość skomplikowany przebieg w początkowej sekcji i w sumie to nikt do końca nie pamiętał jak jak to szło- jedyną osobą która w nim nurkowała jest Bill i kieruje nas na prawo od wejścia, do bypassu omijającego płytko oryginalną, dolną drogę obraną przez John Schweyen’a w 1991- która klipiła się w ciasnotach, a jak później Rick i Jason odkryli w 2003 łączy się z ich drogą przez syfon pionową studnią.
Stąd dzielimy się zadaniami- ja szukam drogi, zaś Jon poręczuje całość 2mm poręczówką, gdyż praktycznie nie ma śladu po poręczówkach z 2003 roku…. Znajdujemy po drodze ich strzępy które usuwam i przedostajemy się w miarę gładko na drugą stronę. W drodze powrotnej znajduje bardziej dogodne transportowo (nie wymagające przechodzenia na kolanach przez skały) okienko, nieco ciaśniejsze, ale znacznie bardziej wygodne. Plan zakładał że od razu ruszymy z przygotowanym 150m starej liny dynamicznej, która miała służyć do zaporęczowania syfonu- ułatwiając przeciąganie ciężkich worków ze sprzętem. Niestety suchy skafander Jona jest zalany, stąd ruszam sam i w ciągu kolejnej 1,5h pod wodą instaluję porządnie stałe oporęczowanie, likwiduje wszystkie inne poręczówki i znakuje punkt środkowy syfonu strzałkami. Na całe szczęście obyło się bez spitowania pod wodą- wbrew prognozom Billa , używając troszkę ekwilibrystyki, repa 5mm i kawałków liny 9mm, udaje się przygotować pull line używając tylko punktów naturalnych.
Pull line- jak sama nazwa wskazuje- ma służyć do przeciągania się na nim nurków z ciężkimi ładunkami, co implikuje konieczność używania znacznie mocniejszych punktów stabilizacji niż przy "zwykłym" poręczowaniu, oraz przebieg liny w optymalnym świetle korytarza- trzymając nurka z dala od ścian, przeszkód i żylet skalnych.
Pull line- jak sama nazwa wskazuje- ma służyć do przeciągania się na nim nurków z ciężkimi ładunkami, co implikuje konieczność używania znacznie mocniejszych punktów stabilizacji niż przy "zwykłym" poręczowaniu, oraz przebieg liny w optymalnym świetle korytarza- trzymając nurka z dala od ścian, przeszkód i żylet skalnych.
Po przerwie na obiad i ogrzaniu się (woda ma ok. 14*C, więc bardzo sympatycznie- ale prawie 3h w wodzie daje o sobie znać) Jon rusza zaporęczować kabel telefoniczny. (po drugiej stronie syfonu, przy planowanych czasach akcji-tygodnie! łączność będzie niezbędna). Wymyśliliśmy że najoptymalniej będzie go poprowadzić dolną, starą odnogą na 22m, tak by jak najbardziej oddalić go od drogi którą poruszają się nurkowie- co zapobiegnie zarówno zaplątaniom, jak i ewentualnemu jego uszkodzeniu. Niestety jego rebreather odmawia posłuszeństwa- później okaże się że nawalił jeden z sensorów tlenowych- więc po paru dodatkowych kawałkach beef jerky wchodzę do wody i poręczuję linię telefoniczną zgodnie z planem. Dolna sekcja jest przepiękna, i wygląda na to ze nie ma aż tak aktywnego przepływu- poręczówka z 1991 roku jest prawie w całości…
Kolejnego dnia ściągamy Nicka i Nathana na camp 3.5, by pakowali i wyważali worki transportowe do transportu przez syfon. W międzyczasie razem z Arturem przynieśli nasze zaopatrzenie na planowane 2 tygodnie pobytu za syfonem (co oznacza że spakowane jest troszkę więcej, w razie W ;) ), włącznie ze sprzętem biwakowym, setkami kotw i plakietek, linami, wiertarkami, 8kg beef jerky, 500ml cahety (słodka masa… o konsystencji i smaku krówek ;)), oraz paroma litrami etanolu do….eee… konserwacji zebranych okazów przyrodniczych.
Wyprawa z 2003 roku zostawiła trochę ołowiu, my przynieśliśmy kolejne dobre kilkadziesiąt kilo, ale z butlami kompozytowymi i 4 nurkami (na każdą butlę kompozytową 9l, potrzebujemy ok. 6kg, tak by już była tylko trochę pozytywna w wodzie) jesteśmy na limicie. Ja konfiguruję się na styk, żeby mieć cokolwiek do wyważania specjalnych worków transportowych-uszytych w Polsce przez Kotarbę- mimo tego dynamiczna sytuacja zmusza nas do użycia do tego celu kamieni.
Kolejnego dnia ściągamy Nicka i Nathana na camp 3.5, by pakowali i wyważali worki transportowe do transportu przez syfon. W międzyczasie razem z Arturem przynieśli nasze zaopatrzenie na planowane 2 tygodnie pobytu za syfonem (co oznacza że spakowane jest troszkę więcej, w razie W ;) ), włącznie ze sprzętem biwakowym, setkami kotw i plakietek, linami, wiertarkami, 8kg beef jerky, 500ml cahety (słodka masa… o konsystencji i smaku krówek ;)), oraz paroma litrami etanolu do….eee… konserwacji zebranych okazów przyrodniczych.
Wyprawa z 2003 roku zostawiła trochę ołowiu, my przynieśliśmy kolejne dobre kilkadziesiąt kilo, ale z butlami kompozytowymi i 4 nurkami (na każdą butlę kompozytową 9l, potrzebujemy ok. 6kg, tak by już była tylko trochę pozytywna w wodzie) jesteśmy na limicie. Ja konfiguruję się na styk, żeby mieć cokolwiek do wyważania specjalnych worków transportowych-uszytych w Polsce przez Kotarbę- mimo tego dynamiczna sytuacja zmusza nas do użycia do tego celu kamieni.
Przebywamy z Jonem syfon z pierwszym transportem, gdzie on zajmuje się rozpakowywaniem worków, ja natomiast kursuję tego dnia około 5 razy przez syfon, odbierając zapakowany worek od ekipy pakująco wyważającej i śmigając z nim na drugą stronę. Okazuje się to bardzo efektywnym trybem działania, choć praca przy przeciąganiu- mającego już negatywną pływalność na tych 10m, wielkiego worka/dwóch, pod wodą jest niemała i muszę bardzo uważać na swój poziom pracy. Bardzo mocno doceniam zainstalowany wcześniej pull rope, który pozwala chociaż na przeciągnięcie tego dziadostwa i oszczędzanie energii- mimo mojej początkowej niechęci (pull line? Tfu!) do tego rozwiązania. Teoria swoje, ale praktyka to praktyka….
Jon pomyślnie nawiązuje kontaktu telefoniczny z basecampem zza syfonu pierwszego- kabel przeżył poręczowanie, mimo że w celu skierowania go jak najbliżej ściany w dół shaftu łączące oba poziomy, musiałem użyć patentu z klinowaniem węzła na kablu w szczelinie- inaczej bym go ładnie nie zastabilizował i wisiałby w połowie naszej drogi.
Jesteśmy prawie gotowi na to, na co prawie 60 osób osób pracowało przez poprzednie 1,5 miesiąca. Rozwiązanie znaków zapytania za S1…. Nie było ustalonego planu na działanie za S2- realnie, nawet odkrycie kontynuacji za nim, spiętrzyłoby logistykę w tak znacznym stopniu, że dalsze działanie byłoby bardzo trudne, stąd skupialiśmy się na wspinaczce hakowej kilku wodospadów wpadających do ciągu S1-S2. Ale, jako że jednak jestem nurkiem, myśl z tyłu głowy pozostała…. Nie miałem jeszcze pojęcia jak trudne transportowo są partie między S1 i S2- ciasne kaskady, z głębokimi jeziorami, kruchą skałą i innymi niespodziankami….
Jesteśmy prawie gotowi na to, na co prawie 60 osób osób pracowało przez poprzednie 1,5 miesiąca. Rozwiązanie znaków zapytania za S1…. Nie było ustalonego planu na działanie za S2- realnie, nawet odkrycie kontynuacji za nim, spiętrzyłoby logistykę w tak znacznym stopniu, że dalsze działanie byłoby bardzo trudne, stąd skupialiśmy się na wspinaczce hakowej kilku wodospadów wpadających do ciągu S1-S2. Ale, jako że jednak jestem nurkiem, myśl z tyłu głowy pozostała…. Nie miałem jeszcze pojęcia jak trudne transportowo są partie między S1 i S2- ciasne kaskady, z głębokimi jeziorami, kruchą skałą i innymi niespodziankami….
Ustalamy godzinę spotkania całego zespołu nurkowego kolejnego dnia rano (Nick i Artur muszą dotrzeć z paroma brakującymi drobiazgami z C3) by w czwórkę przedostać się za syfon. Nurkowie na OC idą pierwsi na lekko, by mieć idealną przejrzystość wody (nie znaja jeszcze syfonu na pamięć, jak my ;)), oraz zacząć przygotowywać transporty kilkunastu worków na nieznane nam jeszcze miejsce biwakowe. Jednymi słowy, wszyscy kupiliśmy one-way-ticket, do nieznanego jeszcze ośrodka wypoczynkowego. Nieświadomi nawet, że jakikolwiek tam znajdziemy ;)
My z Jonem podążamy z brakującymi, hm, 5 workami z "drobiazgami" i sprzętem osobistym (nauczony doświadczeniem, zabieram Kindle'a z kilkoma dobrymi kryminałami ;))
My z Jonem podążamy z brakującymi, hm, 5 workami z "drobiazgami" i sprzętem osobistym (nauczony doświadczeniem, zabieram Kindle'a z kilkoma dobrymi kryminałami ;))
Strzałem w dziesiątkę okazuje się zabranie drugiego kombinezonu jaskiniowego- ultra lekkiej "ceratki" (kombinezon z materiału nienasiąkającego i nieprzemakalnego). W momencie kiedy koledzy wciągają na siebie ociekające wodą dakrony, wpijając w suche wnętrza całą wodę, ja po wytrzepaniu wody i jej ubraniu jestem prawie suchy.
Początkowo prognozowane miejsce biwakowe jest co najmniej słabe, stąd ruszamy na zwiad dalej. Zależy nam na założeniu biwaku jak najbliżej S1, by ograniczyć transporty- oraz retransporty sprzętu.
Udaje się znaleźć ...może nie wymarzone, ale wykonalne- miejsce biwakowe, w rozszerzeniu kanionu pozwalającym na rozwieszenie hamaków w poprzek, oraz dobrymi miejscami do składowania zapasów- w okresowo wypełniających się wodą "potholes"- kotłach wirowych na boku, które będą służyć nam za szufladki.
Co prawda w dalszym ciągu pod nami płynie rzeka, ale biwakując przed S1 przyzwyczajamy się z Jonem do tego, a Artur i Nick też nie należą do tych zbyt wrażliwych na warunki bytowe.
Jest też zaklinowany głaz w środku służący nam za kuchnie i miejsce spotkań- nie trzeba nam nic więcej ;)
35m upstream, wymagające co prawda wspinaczki rozpieraczką nad wodą, mamy świetne miejsce na toaletę- co jest też krytycznym problemem, bo nie możemy pozwolić sobie na zanieczyszczanie wody.
Transportujemy więc całość sprzętu na miejsce i rozbijamy obóz 4, chyba jeden z najbardziej odległych biwaków za syfonami jaki kiedykolwiek powstał.
Początkowo prognozowane miejsce biwakowe jest co najmniej słabe, stąd ruszamy na zwiad dalej. Zależy nam na założeniu biwaku jak najbliżej S1, by ograniczyć transporty- oraz retransporty sprzętu.
Udaje się znaleźć ...może nie wymarzone, ale wykonalne- miejsce biwakowe, w rozszerzeniu kanionu pozwalającym na rozwieszenie hamaków w poprzek, oraz dobrymi miejscami do składowania zapasów- w okresowo wypełniających się wodą "potholes"- kotłach wirowych na boku, które będą służyć nam za szufladki.
Co prawda w dalszym ciągu pod nami płynie rzeka, ale biwakując przed S1 przyzwyczajamy się z Jonem do tego, a Artur i Nick też nie należą do tych zbyt wrażliwych na warunki bytowe.
Jest też zaklinowany głaz w środku służący nam za kuchnie i miejsce spotkań- nie trzeba nam nic więcej ;)
35m upstream, wymagające co prawda wspinaczki rozpieraczką nad wodą, mamy świetne miejsce na toaletę- co jest też krytycznym problemem, bo nie możemy pozwolić sobie na zanieczyszczanie wody.
Transportujemy więc całość sprzętu na miejsce i rozbijamy obóz 4, chyba jeden z najbardziej odległych biwaków za syfonami jaki kiedykolwiek powstał.
Z taką bazą wypadową możemy spokojnie skupić się na głównym celu naszego zespołu- sprawdzeniu wszystkich kominów wpadających do wodnego kanionu między S1 i S2, szukając- drogi do tyłu (celem obejścia S1), oraz możliwości dostania się do wyższych partii, i pójścia dalej.... w kierunku Cueva de la Mano.
(Fot: Nick Viera)
Co wydarzyło się w trakcie prawie 2 tygodni jakie spędziliśmy za S1? O tym już w kolejnej części...
Autor: Witold Hoffmann
Co wydarzyło się w trakcie prawie 2 tygodni jakie spędziliśmy za S1? O tym już w kolejnej części...
Autor: Witold Hoffmann